"O skutkach intelektualnego niedbalstwa"- o praktyce pieprzenia
Raczej politykiem być nie chcę, bo na początku XXI wieku ich domena jest pieprzenie, i to takie naukowo zdefiniowane. Jakby politycy nie musieli pieprzyć z mównic, mówić ten cały bullshit, jakby siedzieli za biurkami, specjalizowali się w jednej dziedzinie i starali się mówić co najmniej rzeczy tak dowiedzione i poparte badaniami jak wysokiej klasy naukowcy, to może bym się skusił.
A tak, liznąłwszy ostatnio nieco tego światka i bardzo dziękuję. Stanąłem na mównicy i pieprzyłem. Mimo że miało być naukowo, wyszło politycznie.
Arcypopularny esej "On Bullshit" (dokładnie: "O Gównoprawdzie") amerykańskiego filozofa Harry'ego G. Frankfurta precyzuje takie pieprzenie, po polsku zdefiniowane przez Leszczyńskiego. Jest to
"wypowiedź lub ciąg wypowiedzi sformułowanych bez troski o związek z faktami (prawdziwość bądź fałszywość), wyłącznie po to, aby osiągnąć pewien efekt, którym może być na przykład chwilowe zaciekawienie słuchaczy, wpłynięcie na ich poglądy lub emocje, promocja pewnych postaw czy też ukazanie siebie w pewnym świetle."
Owszem, są kraje gdzie politycy są naprawdę blisko poziomu naukowców, z tymi ostatnimi zresztą niezwykle silnie współpracując. Każda ich polityka, każda reforma, wychodzi z biurek specjalistów. Tak wąskich i wyspecjalizowanych że może być to ekonomista tylko od portów morskich, albo ekonomista tylko od reform poczty czy tylko od reform szkolnictwa. Politycy żonglują dziełami wąsko wyspecjalizowanych specjalistów. Specjaliści od ekonomiki żłobków, od zarządzania terenami zielonymi, od polityki antymonopolowej.
W Polsce nic takiego nie ma. Kompletnie nie ma tych specjalistów, to po pierwsze. Jak ktoś jest specjalistą, to nie w tak wąskich dziedzinach. Politycy spowodowali że na wiedzę generalnie nie ma popytu, a szczególnie na taką specjalistyczną, która zależy od popytu ze strony ich środowiska. Polscy politycy uprawiają nawet nie edukowane pieprzenie, ale pieprzenie ad personam, używane gdy naszym rządzącym kończą się argumenty, u nas więc nader często. Znam kilku polityków wypadłych z tego światka. Oni są chyba uzależnieni, bo gdy ich kariera się kończy, to męczą się w domach, jak donoszą mi ich bliscy.
Ciekawe czy takie nienaukowe, a więc niskiej jakości pieprzenie może kręcić? Mam znajomych którzy angażują się w partiach. Kiedyś byli na luzie i raczej normalni, teraz stali się spięci, próbują wbić się w świat garsonek i garniaków ubierając się podobnie. Mimo że znaczą niewiele i mają kiepskie szanse nawet na madaty radnych, z wielką werwą gryzą się o przyszłe pozycje na listach, dzieląc skórę na niedźwiedziu o którym oczywiste jest że zajmując się niemal tylko dzieleniem przyszłych łupów, go nie upolują. Mimo że w zasadzie znaczą tyle że istnieją, to nawet nie mogą sobie pozwolić na mówienie oczywistych prawd czy krytykowania. Już nie można mówić co się myśli, bo okazuje się że wyniki jakiegoś rankingu ranią ich uczucia (a w mojej opinii po prostu źle działają na ich PR).
Już nie pasuję do ich środowiska, bo publicznie mówię to co myślę, bo idąc z nimi na salony ubieram się po swojemu, a oni boją się łatek ekscentryków. Dziwne że ktoś uważa się za postępowego jednocześnie żyjąc w świecie ruszających się firanek i przejmując się opinią innych osób o sobie, nawet jak te są z innego, równoległego świata. Tragicznie niska samoocena z jednej strony. Z drugiej jakieś koszmarne uprzedzenia. A wszystko polane z wierzchu sosem rzekomej tolerancji i nowoczesności.
W Polsce nie ma edukowanego pieprzenia politycznego. Jest pieprzenie o tym co się sądzi, i nie ma tu praktycznie wymiany opinii i poglądów ze światem nauki. Chyba że naukowiec przyjdzie na posiedzenie i rozłoży wielki sztandar reprezentując jakąś tam kolejną grupę protestu. Bo tak działa polityka w Polsce. Pieprzący z mównic próbują jak sędziowie zlepić jakiś konsensus, mając to co widzą wśród zebranych na sali i wokół siebie za trafne odwzorowanie rzeczywistości. Nieobecni zaś głosu nie mają. Do tych nieobecnych należy świat nauki, którego w Polsce w zasadzie nie ma, bo nie ma tych specjalistów o których wspomniałem. A jeśli są, to reprezentują wiedzę bardzo, bardzo ogólnikową.
No i tyle w zasadzie. Ja to bezwartościowe pieprzenie kilkanaście lat temu wyłączyłem. Wolę oddać się zajęciu, w którym aby coś powiedzieć nawet bardzo niewielkiego, trzeba naprawdę się napracować i zorientować. Dziwię się zaś moralności osób, które pieprzą i jeszcze mają się za gwiazdy. Tymczasem bardzo mało z tego co mówią, jeśli w ogóle cokolwiek, bazuje na badaniach, na nauce, da się dowieść. Ci ludzie wg mnie robią bałagan, reprezentują świat chaosu raczej niż porządku. Można uciec z ich świata. Wystarczy go wyłączyć…
Ras Fufu
Literatura:
Leszczyński, "O skutkach intelektualnego niedbalstwa".
"Odra", październik 2007
"Odra", październik 2007
Posted by Adam Phoo
on 05:36.
Filed under
komentarze historyczne
.
You can follow any responses to this entry through the RSS 2.0