Demonstracja z okazji protestów przeciw ACTA, Warszawa 2012 r.

Przed laty teleportowałem się z polskiej rzeczywistości na mentalną emigrację w weselsze strony świata. Nie byłem w tym sam- miliony ludzi w tym kraju za wiążące uznaje najwyraźniej akty prawne Holandii lub różnych liberalnych demokracji tudzież żyje w świecie kompletnych rajów podatkowych. Nie wspominam o mentalnej emigracji w muzyce czy literaturze.

Bryyy. Czasem zajęczy i zaskrzeczy coś w tej mojej rzeczywistości jakby taśma się wciągnęła. Oho, dojrzałem jakiś przebłysk ze świata polskiej polityki- jak ci ludzie się nienawidzą, obrzucają obelgami, potwarzami, zapiekają się, gniotą sobie nawzajem swe poczucia honoru. Jakieś chamskie wystąpienia dosięgły mnie gdzieś w Internecie, mimo że ich unikam. Jakieś wykwintne chamstwo na stronie jaśnie oświeconego Pana Polityka. Zwijającego swojego politycznego konkurenta w klepsydrze czasu. Ależ tak, on przeminie, jak każdy. Tylko czy powinno się tak traktować innych ludzi, możliwe że nie mających racji, upartych, nieskorych słuchać innych?
 
Chyba wciąż dominuje tutaj kontrreformacyjna doktryna o owym celu uświęcającym środki. Powoduje że w pewnym momencie widzimy tylko te środki. Wielką operę tupetu, bezczelności, chamstwa, etycznego brudu i dwulicowości. Na Wiejskiej jest, hmmm. Przecież  nie mogę powiedzieć że robią wiochę. Nie chcę siać uprzedzeń wobec manier ludzi na wioskach. Bądźmy poprawni politycznie.
 
Polska kultura demokratyczna to w dużej mierze mit. W krew weszła nam mentalność rosyjskiego autorytaryzmu który w różnych wydaniach- carskim, komunistycznym, najdłużej (przez 196 lat) temperował morale rodaków w politycznym sercu kraju. Nawet jeśli tradycje demokratyczne innych regionów Polski są dłuższe, to są one bez znaczenia- takie regiony nie mają w Polsce autonomii, centralizacja władzy jest chyba największa na kontynencie. 
 
Ile w Polsce było tej demokracji? 7 lat przed II wojną światową (do zamachu majowego w 1926 roku, po którym nastąpiła dyktatura), rzekomo 23 lata za czasów III RP. W sumie 15 % okresu rozwoju od rewolucji przemysłowej. A dawna demokracja szlachecka, ta za I-szej Rzeczpospolitej? Nie była nią mniej więcej od ok. 1630, mniejszości wyznaniowe nie były nijak chronione, stopniowo utraciły nawet prawa głosu. Wielka eksplozja odrodzenia po 1518 roku (ślub Bony Sforzy i Zygmunta Augusta) i tego całego wyznaniowego i racjonalistycznego fermentu szybko wytraciła swój impet.
 
Będąc w niejakim Lublinie na święta zaobserwowałem z bliska wewnętrzne życie pewnej kamienicy zasiedlonej liberalnymi mieszczanami. Pod numerem 11. tym mieszka pani z psem który jest honorowym dawcą psiej krwi. Inny, mniejszy piesek jej brata miał już operację wątroby i dwukrotną transfuzję krwi- złapał tą chorobę roznoszoną przez kleszcze. Przez lata jej sąsiadką była E., stworzenie żywiąca się wyłącznie marihuaną. Jej dilerzy przynosili jej również jedzenie, a ona paliła 5 wiaderek dziennie i nadsyłała artystyczne chyba zdjęcia części swego ciała na swój fotoblog.
 
Czy Polska posiada społeczeństwo obywatelskie?
 
Kolejne piętra to podobne dziwaczne postaci żyjące równie dziwnym życiem, ze sprytem radzące sobie w systemie. Jako że na Sylwestra wszystkie imprezy zlały się w jedną wielką, tańczono i na dachu (ześlizgujących się z niego zatrzymywał na szczęście murowany krenelaż), i na wszystkich piętrach, miałem szansę zwiedzić wyglądające jak slums mieszkania nieremontowane od przedwojnia. Na pierwszym piętrze tej rosyjskiej jeszcze kamienicy zaś mieszka, nader dostatnio, autor dwóch książek o losach owej kamienicy. I cóż się dowiadujemy?
 
Ongiś mieszkał w niej niejaki Kostia B., Rosjanin. Pisał książki. Oczywiście że nie o polityce, nie o zmienianiu czegokolwiek. Nie dało się przecież. Więc pisał o życiu, o mieszkańcach kamienicy. Po 100 latach dalej się nic nie zmieniło. Mieszkańcy owej kamienicy, a także ich goście nadal bardzo dalecy są od czegokolwiek politycznego. Możliwe że nie wiedzą kiedy są wybory. Rozmowa o polityce jest z nimi absolutnie niemożliwa, choć pewnie i mają jakąś listę życzeń. Politycy są dla nich władcami, a sama polityka nie ma dla nich charakteru otwartego. Na inny niż bierny udział w niej nie mają szans- ileż to trzeba wydać na byle kampanię…Więc takowy świat nie angażuje ich ani na sekundę.
 
Zastanawiam się ileż w Polsce jest takich kamienic. Sam widzę, jak znikomy ułamek ludzi angażuje się w jakąkolwiek działalność publiczną. Opowieści o tradycjach demokratycznych- a ileż iż było i czy aby wszędzie po 1989 roku obywatele demokratycznie wzięli sprawy w swoje ręce? Tymczasem Polska bez społeczeństwa obywatelskiego i otwartej demokracji to dla wielu najzdolniejszych kraj w którym dorasta się czy dojrzewa po to by wyemigrować, wyjechać za granicę. Motorem przemian nie są bowiem politycy, lecz ludzie. Ci zwykli i szarzy mogą wciąż w Polsce mówić krzyżykami raz na cztery lata, co oznacza nawet mniej demokracji niż w schyłkowej republice rzymskiej.
 
Nie sądzę że opisane problemy znikną. Nie widzę w ogóle kultury dyskusji, zrozumienia dla innej argumentacji, prób przezwyciężenia różnic wyznaniowych, silnych w tym kraju nawet między grupami katolików. Z takimi problemami możemy być krajem europejskiej peryferii, nigdy zaś jej gospodarczym czy kulturalnym centrum.
 
(rf)