Ostatnia debata o demokracji (we wtorek 21 kwietnia) ujawniła wiele ciekawych faktów. Oto PO przymierzało się do stworzenia w ramach istniejącej ordynacji wyborczej tzw. okręgów trzymandatowych. Grzegorz Schetyna miał podobno odpowiadać za ów program tworzony przez jego MSWiA. Okręgi miały być tak skonstruowane, by zdobywano z nich po trzy mandaty. W ten sposób pozbytoby się np. wpływu mniejszości wyznaniowych i w ogóle możliwości budowy przez te grupy ich własnego środowiska politycznego.


Pojawiły się opinie iż próg 5 % rzekomo uprawniający do zdobycia mandatu jest w praktyce fikcją. Aby uzyskać mandat z typowego okręgu należy uzyskać po kilkanaście procent poparcia, nierzadko 20- 30 %. Dopiero silna pozycja w danym okręgu, ba, silna pozycja w szeregu okręgów może się przełożyć na ów mniejszościowy wynik 5 % w skali całego kraju.
 
Wiele mówiono o ordynacji w wyborach samorządowych. Jest to tak naprawdę najtrudniejsza ordynacja. Trzeba zebrać kilka tysięcy głosów by zarejestrować listę nawet w małej gminie, do tego realny próg wynosi kilkanaście procent głosów wyborców. Pani z jednej mniejszościowej partii mówiła że polską demokrację zniszczono poprzez zablokowanie wejścia niezależnych polityków i nowych partii już na poziomie samorządów. Nowiu politycy nie rodzą się, chyba że wejdą w te trzy-cztery dominujące partie finansowane z budżetu.
 
Inicjatywy lokalne lub ruchy niezależne są ogromną rzadkością. Już nawet samorządy zostały zdominowane przez partie. Zdolny polityk w średniej wielkości mieście nie ma szans sam dostać się do władz miejskich- okręgów jest bardzo dużo i są niewielkie, często jedno osiedle. Nawet zdobycie przez niego maxa głosów w takim kręgu nie spowoduje że dostanie się on do władzy miejskiej. To tutaj ucięto łba polskiej demokracji.
 
Wspominano o śmierci polskiej demokracji bezpośredniej. Pani Mosiewicz z Zielonych opowiadała, ze chociaż w USA są tylko dwie partie które zdominowały politykę z racji systemu JOW, to jednak system referendów powoduje że większość energii mniejszych ruchów politycznych skupia się właśnie tu, bo jest to miejsce gdzie mogą one, bez zasiadania w parlamencie, realizować swoją politykę.
 
Przypomniano o stowarzyszeniu Demokracja Bezpośrednia (http://demokracjabezposrednia.org ) oraz opisanej tam historii zlikwidowania systemu referendów w Polsce przez polityków chcących centralizacji władzy w swoim ręku. Dziś obowiązuje następujący art. 125 Konstytucji RP:
 
Referendum ogólnokrajowe ma prawo zarządzić Sejm bezwzględną większością głosów w obecności co najmniej połowy ustawowej liczby posłów lub Prezydent Rzeczypospolitej za zgodą Senatu wyrażoną bezwzględną większością głosów w obecności co najmniej połowy ustawowej liczby senatorów.
 
A więc mamy mniej demokracji niż w schyłkowym starożytnym Rzymie, gdzie jednak lud mógł akty prawne stanowione przez polityków odrzucać. Polscy politycy z braku owej demokracji bezpośredniej dysponują de facto gigantyczną władzą, podczas gdy w krajach demokratycznych politycy to często mało znani urzędnicy. Jordan Cibura ongiś nie poznał prezydenta Konfederacji Szwajcarskiej, który przysiadł się koło niego w pociągu w wagonie II klasy. Oto jego historia:
 
„- C'est libre? - spytał ktoś.
 
Wyrwany z przyjemnej zadumy, szybko odwróciłem głowę. Napotkałem serdeczny uśmiech i miłe oczy, uprzejmie pytające o wolne miejsce. Szybko odparłem, że oczywiście, można się przysiąść. Chwilę przyglądałem się mojemu współtowarzyszowi podróży. Kogoś mi przypominał, nie wiedziałem kogo, ale byłem pewien, że już kiedyś widziałem tę twarz w gazetach. Jednak ze względu na mój toporny francuski, nie odważyłem się zagadnąć i wybadać, kim jest mój tajemniczy sąsiad. Starszy pan wyjął gazetę, a ja powróciłem do podziwiania krajobrazu… Tak oto przegapiłem okazję na rozmowę z prezydentem Szwajcarii.”
 
U nas nikt nie zapyta, czy wolne. Kolej zresztą raczej upadła, sprawnie działa tylko między wielkimi aglomeracjami. A kluczowi polscy politycy latają swoimi osobistymi odrzutowcami.
 
(rf)
 
Przypisy:
Wykorzystano fragment tekstu Jordana Cibury „Polityka po alpejsku”: